Wings for Life 2016 odbył się dokładnie tydzień po moim pierwszym kołobrzeskim maratonie. Cel przed maratonem to tylko 5 km. Jednak po maratonie i sporej dawce treningów w tygodniu przed wyjazdem do Poznania, cel znacząco się zmienił. Miałem nadzieje na ukończenie 15 km, mimo utraty dwóch paznokci na 2 dni przed startem. Jestem pewny, że wyznaczony cel udałoby sie osiągnąć bez żadnego problemu, gdyby nie temperatura. Odczuwalna oscylowała w granicach 30 st. C, zaś przy asfalcie termometry wskazywał na 49.5 st. C.
5 km ukończyłem życiówką (25,25 min.) - ustawiłem się w takim tłumie hurpaganów, że nie mogłem w żaden sposób zwolnić lub przemieścić się na obrzeża tej całej fali biegaczy. Fakt faktem, że na pierwszym wodopoju na 6 km miałem już dosyć :) Samopoczucie poprawiło się po wylaniu na głowę kilku kubków zimnej wody. Niestety na 9 km spadł mi opatrunek z palca i stanął sztorcem w miejscu, gdzie kiedyś był paznokieć. Doczłapałem sie do 10 km z myślą, że tu kończę bieg i spokojnie zacząłem zmieniać opatrunek. Niestety Małysz nie raczył jeszcze dojechać, więc postanowiłem przemieścić sie do punktu z piciem na 11 km. Tam juz tylko mogłem zmoczyć głowę, ponieważ gardło było tak wyschnięte, że nie przyjmowało żadnych płynów. I znowu frustracja. Małysza dalej nie ma. Przecież nie będę stał i czekał na wóz pościgowy jak idiota. Tuż przed 13 km dojechał do nas quad z piękną panią, która tak nas pobudziła do wysiłku, że wyrwałem ostanie moje 500 m niczym wariat. I przypłaciłem to wariactwo kontuzją pachwiny. Dystans 13.2 km w tydzień po maratonie w skrajnych warunkach pogodowych (ponoć najcięższy start ze wszystkich w edycji 2016 na całym świecie), uważam za rewelacyjny wynik. I najważniejsze - ŻYJĘ :)
“Słowo zachęty podczas porażki jest warte więcej niż godzina pochwał po sukcesie”
Autor nieznany
... zobacz mój blog treningowy
Odwiedza nas 35 gości oraz 0 użytkowników.